Do miski przesiać mąkę (nie wsypuję od razu całej mąki ponieważ jej ilość w cieście zależy od wielkości jajek i gęstości śmietany)z cukrem pudrem i solą, dodać miękką margarynę, rozetrzeć palcami z sypkimi składnikami tak, aby nie było większych grudek. Następnie wbić jajka, dodać śmietanę, wlać spirytus i zagnieść szybko ciasto – składniki mają się tylko połączyć a ciasto powinno mieć konsystencję dość miękkiej plasteliny. Jeśli jest zbyt luźne to dosypać trochę mąki. Tak przygotowane ciasto przepuszczamy 2 razy przez maszynkę do mięsa albo przeciskamy przez praskę do ziemniaków (koleżanka tak zrobiła bo nie chciało jej się brudzić maszynki). Po takim przemieleniu ciasto jest wystarczająco napowietrzone i możemy przystąpić do wałkowania. Ciasto dzielimy na 4-6 części, każdą wałkujemy cienko, bardzo cienko podsypując mąką bo się lepi i radełkiem albo nożem kroimy na paski szer ok.3 cm i dł. ok.10cm lub dłuższe. Każdy pasek nacinamy wzdłuż, m/w na środku na dł.1-2 cm i przewlekamy jeden koniec przez nacięcie. W szerokim rondlu roztapiamy smalec (ja zawsze smażę je na smalcu) albo rozgrzewamy olej. Powinien być bardzo gorący – aby sprawdzić czy jest dobry możemy wrzucić kawałeczek ciasta i jeśli wypłynie od razu to tłuszcz jest gotowy.
Kiedy smalec się nagrzeje kładziemy luźno faworki otrzepując je wcześniej z nadmiaru mąki, po kilka sztuk w jednej partii bo bardzo rosną, i smażymy na złoto z obu stron. Przewracać można np. widelcem. Usmażone wyjmujemy łyżką cedzakową na talerz lub tacę wyłożoną ręcznikami papierowymi aby odsączyć nadmiar tłuszczu. W taki sposób smażymy kolejne partie aż do wyczerpania ciasta. Kiedy nieco ostygną oprószamy je cukrem pudrem.