Kwiaty zebrać w suchy, słoneczny dzień. Zrywać je razem w ogonkami. Kwiaty muszą być świeżutkie, zebrane z dala od szosy, w rejonach „czystych”, najlepiej gdzieś za miastem. Nie płuczemy ich w wodzie bo szkoda pyłku kwiatowego, ale dokładnie przeglądamy i usuwamy ew. robaczki – szczególnie z kwiatów robinii. Jajka roztrzepujemy w misce z połową płynu, dodajemy mąkę, sól i dokładnie rozcieramy żeby nie było grudek dolewając jeszcze tyle płynu aby ciasto miało konsystencję dość gęstej śmietany. Odstawiamy je na ok. pół godziny żeby odpoczęło. W dość głębokim rondlu rozgrzewamy sporo oleju – kwiaty, smażąc się, muszą pływać. Całe grona i baldachy maczamy dokładnie w cieście trzymając za ogonki. Lekko otrzepujemy z nadmiaru ciasta i kolejno kładziemy na tłuszcz. Smażymy na złoto-brązowo z obu stron. Olej musi być dobrze rozgrzany, ale nie za gorący bo ciasto się spali z zewnątrz a kwiaty w środku nie zdążą się usmażyć. Usmażone kwiaty wyjmujemy łyżką cedzakową na ręcznik papierowy aby odsączyć nadmiar tłuszczu. Posypujemy cukrem pudrem zmieszanym z odrobiną cynamonu albo polewamy miodem. Najlepsze się jeszcze ciepłe!